Z okazji uroczystości Wniebowzięcia NMP prezentujemy kazanie jednego z najwybitniejszych pisarzy cysterskich - bł. Elreda z Rievaulx.
Bł. Elred z Rievaulx (1110-1166) to jeden z najznamienitszych przedstawicieli duchowości cysterskiej. Młodość spędził na dworze szkockiego króla Dawida I, a następnie wstąpił do cysterskiego klasztoru w Rievaulx, niedaleko Yorku, gdzie po latach został opatem. Jego spuścizna pisarska opiera się na starożytnej tradycji i czułej duchowości, w której przyjaźń ludzka prowadzi do miłości Boga, gdyż, jak pisał, „dla stworzenia rozumnego nie ma innego szczęścia, jak przylgnięcie do Boga”.
Prezentowane kazanie na Wniebowzięcie NMP jest jednym z dwóch, jakie zachowało się na tę uroczystość. Podobnie, jak współcześni Elredowi ojcowie cysterscy, komentuje on ewangelię św. Łukasza o Marcie i Marii, gdyż tę właśnie perykopę czytano w dzień Wniebowzięcia Maryi. Opat z Rievaulx wydobywa z tekstu biblijnego wiele alegorii i aluzji i, jako zatroskany ojciec wspólnoty, próbuje zaaplikować te prawdy do życia swoich braci: Maria i Marta ze swoimi odmiennymi obowiązkami powinny być udziałem każdego mnicha, do świętości prowadzi równowaga w wypełnianiu obydwu zadań. Maryja dzięki doskonałemu połączeniu tych cnót, zgotowała w swym sercu najlepszą gościnę dla Jezusa.
Należy jeszcze zaznaczyć pewną trudność translatorską. Otóż tekst Wulgaty, którym posługiwał się Elred, nazywa miejsce, gdzie mieszkały siostry Marta i Maria castellum, a więc „zamkiem”, stąd autor buduje swoje alegorie, opierając się na wyglądzie znanych sobie zamków. Współczesne polskie przekłady używają w tym miejscu słowa „wieś”. W poniższym tłumaczeniu to samo słowo castellum oddano raz jako „wieś”, gdy kontekst wskazuje na miejsce gościny Jezusa, innym razem jako „zamek”, kiedy chodzi o alegorię trzech cnót.
PL 195, 303
KAZANIE XVII BŁ. ELREDA Z RIEVAULX
NA WNIEBOWZIĘCIE NAJŚW. MARYI PANNY
Jezus przyszedł do jednej wsi. Tam pewna niewiasta, imieniem Marta, przyjęła Go do swego domu. Miała ona siostrę, imieniem Maria (Łk 10, 38-39). Usłyszeliście w ewangelii o wielkim szczęściu dwóch niewiast. Zaiste, bracia, wielkie szczęście spotkało Martę, która przyjęła tak znacznego gościa, która Mu usługiwała, która była zajęta wyświadczaniem Mu przysług.
Wielkie szczęście spotkało Marię, która rozpoznała wzniosłość owego Gościa, która słuchała Jego mądrości i zakosztowała Jego słodyczy. To bowiem opowiada ewangelista, że Pan nasz Jezus Chrystus przyszedł do jednej wsi, a tam pewna niewiasta imieniem Marta przyjęła Go do swego domu i usługiwała Mu. Miała ona siostrę imieniem Maria, która natychmiast, gdy tylko przyszedł Jezus, pobiegła do Jego stóp, usiadła i słuchała Jego słodkich słów. Tak bardzo była skupiona na słowach Pana, że nie troszczyła się o nic, co działo się w domu ani o to, co mówi kto inny, czy jak bardzo jej siostra pracowała. Kto bowiem z was, gdyby Pan nasz chodził po ziemi i chciał przyjść do waszego domu, nie ucieszyłby się przedziwną i niewymowną radością? Co więc powiemy, bracia? Skoro nie ma Go już na ziemi w sposób cielesny, skoro nie możemy przyjąć Go w sposób cielesny, powinniśmy zatem porzucić nadzieję na Jego przyjście? Nie, przygotujmy nasze domy, a bez wątpienia przyjdzie nam z pomocą i to skuteczniej, niż gdyby miał przyjść cieleśnie. Niewątpliwie, owe niewiasty były szczęśliwe, że przyjęły Go cieleśnie, ale o wiele bardziej szczęśliwi są Ci, co przyjęli Go duchowo. W owym czasie bowiem wielu przyjmowało Go cieleśnie. Jedli z Nim i pili, ale ponieważ nie przyjęli Go duchowo, pozostali w swojej nędzy. Któż bardziej nieszczęśliwy od Judasza? A przecież i on cieleśnie usługiwał Panu. Powiem więcej: sama Najświętsza Maryja Panna, której chwalebne Wniebowzięcie dzisiaj obchodzimy, była bez wątpienia szczęśliwa, gdyż w ciele przyjęła Syna Bożego, jednak była jeszcze szczęśliwsza, bo przyjęła Go w swojej duszy. Skłamałbym, gdyby sam Pan o tym nie powiedział.
Wczoraj czytaliśmy, jak pewna kobieta rzekła do naszego Pana: Błogosławione łono, które Cię nosiło i piersi, które ssałeś (Łk 11, 27). A Pan jej odpowiedział: Owszem, ale przecież błogosławieni ci, którzy słuchają słowa Bożego i zachowują je (Łk 11, 28). Przygotujmy zatem, bracia, swego rodzaju duchową wieś, aby przyszedł do nas Pan nasz. Powiem otwarcie: jeśli święta Maryja nie przygotowałaby takiej wsi wewnątrz siebie, Pan Jezus nie wszedłby do jej łona, ani do jej duszy, ani także nie czytano by tej ewangelii dzisiaj w jej uroczystość. Przygotujmy zatem tę wieś. Wieś, aby była warowna, musi mieć trzy rzeczy: fosę, mury i wieżę. Najpierw fosę, potem nad fosą mury, na koniec wieżę, która od tamtych jest mocniejsza i wznioślejsza. Mury i fosa strzegą się nawzajem: gdyby nie było fosy, ludzie mogliby jakimś podstępem zbliżyć się do murów, aby je podkopać. Gdyby nie było murów nad fosą, mogliby zbliżyć się do fosy i ją zasypać. Wieża strzeże wszystkiego, bo jest wyższa od wszystkiego. Wejdźmy już do naszej duszy i zobaczmy, jak wszystkie te rzeczy winny urzeczywistnić się w nas duchowo. Czymże jest fosa jeśli nie zagłębieniem w ziemi? Drążmy więc serce nasze, tam gdzie nisko leży ziemia. Usuńmy ziemię, która jest wewnątrz i wyrzućmy ją do góry, tak bowiem kopie się fosę. Ziemią, jaką mamy wziąć i rzucić w górę jest nasza ziemska słabość. Niech nie kryje się ona wewnątrz, ale niech zawsze będzie nam przed oczyma, by w sercu naszym powstała fosa, to znaczy pokora i głęboka ziemia. Zatem, bracia, ta fosa to pokora. Przypomnijcie sobie, co powiedział ów ewangeliczny ogrodnik o drzewie, które pan winnicy chciał wyciąć, gdyż nie znalazł na nim owoców: Panie, jeszcze na ten rok je pozostaw; ja okopię je i obłożę nawozem (Łk 13, 8). Chciał wokół niego wykopać fosę, to znaczy nauczyć je pokory. Tak więc, bracia, zacznijmy budować tę wioskę. Tylko wtedy jednak będziemy mogli budować, a nie sprowadzać nieszczęście na naszą głowę, kiedy w sercu naszym będzie fosa, to jest prawdziwa pokora. O, jak dobrą fosę wykopała sobie błogosławiona Maryja! Zaiste, bardziej zważała na własną słabość niż na całą swą godność i świętość. Wiedziała bowiem, że to co było słabe, z Niej było, to zaś że była święta, że była matką Boga, Panią aniołów, świątynią Ducha Świętego, była wyłącznie dzięki łasce Bożej. Wyznawała zatem pokornie, to co od Niej pochodziło: Oto ja, służebnica Pańska, niech mi się stanie według Twego słowa (Łk 1, 38) i dalej: Wejrzał na uniżenie swojej służebnicy (Łk 1, 48).
Po ukończeniu fosy, musimy zbudować mur. Ten duchowy mur to czystość. Mur ten jest bardzo mocny, zachowuje ciało nienaruszone i niezabrudzone. Mur ten ochrania fosę, o której mówiliśmy, tak by nie mogła zostać zasypana przez wrogów. Gdy bowiem ktoś traci czystość, zaraz całe serce napełnia się brudami i nieczystościami, aby pokora czyli duchowa fosa już zupełnie znikła z serca. Ale, tak jak mur ochrania tę fosę, tak trzeba by fosa chroniła mur. Kto bowiem porzuca pokorę, nie zdoła zachować czystości ciała. Stąd zdarza się, że niekiedy traci się dziewictwo zachowane od dzieciństwa do starości, bo kiedy duszę plami pycha, ciało ulega splamieniu przez rozwiązłość. Święta Maryja miała ten mur w sobie doskonalej niż ktokolwiek inny. Ona bowiem jest dziewicą świętą, nietkniętą, której dziewictwa, niczym muru niezdobytego, nigdy nie zdołało naruszyć cokolwiek od współziomków, ani też żadna machina, czyli pokusa diabelska. Była dziewicą przed zrodzeniem, dziewicą w zrodzeniu, dziewicą po zrodzeniu. Jeśli jednak już naśladujecie Maryję i posiadacie już ową fosę pokory, konieczne jest, byśmy zbudowali wieżę miłości. Miłość to wielka wieżą, bracia moi. Jak wieża zazwyczaj wznosi się ponad inne budowle zamku, tak miłość jest ponad innymi cnotami, które duchowo budują duszę. Dlatego mówi Apostoł: Ja wam wskażę drogę jeszcze doskonalszą (1 Kor 12, 31). Powiedział to o miłości, bo to ona jest tą doskonalszą drogą, która prowadzi do życia. Ktokolwiek znajduje się w tej wieży, nie lęka się swoich wrogów, bo doskonała miłość usuwa lęk (1 J 4, 18). Bez tej wieży zamek duchowy, o którym mówimy jest słaby. Kto bowiem ma mocny mur czystości, a jednocześnie potępia albo osądza swego brata, nie okazuje mu takiej miłości, jaką powinien. Ponieważ nie ma wieży, jego nieprzyjaciel zdobywa mury i zabija jego duszę. Podobnie, jeśliby uchodził za pokornego przez swój strój, pożywienie, przez pochylenie głowy, jeżeli wewnątrz miałby złość w stosunku do swoich przełożonych i braci, taka fosa pokory, jaką ma, nie zdoła obronić go przed wrogiem. Któż wypowie, jak doskonałą wieżę posiadała Najświętsza Maryja? Jeśli Piotr miłował swojego Pana, jak bardzo błogosławiona Maryja miłowała Pana i Syna swojego! Natomiast jak bardzo miłuje swoich bliźnich, to znaczy ludzi, wskazują wielorakie cuda i objawienia, przez które Pan raczył ukazać, że Ona w sposób szczególny modli się do swojego Syna za cały rodzaj ludzki.
Bracia, nie ma potrzeby, bym wytężał się, aby ukazać Jej miłość – jest ona tak wielka, że żaden umysł nie zdoła jej sobie wyobrazić. Bez wątpienia jest to wieś, do której raczył przyjść Jezus. Bez wątpienia, szczęśliwsi są ci, którzy przyjmują Go duchowo w takiej wsi, niż ci, którzy wówczas przyjęli Go cieleśnie do swego domu. Dlaczego jednak ewangelista przemilcza nazwę wsi i mówi tylko tyle, że Jezus przyszedł do pewnej wsi? „Pewnej” oznacza swoistą osobliwość, zatem to właśnie odnosi się do Naszej Najświętszej Pani. Ona to bowiem jest pewną osobliwą wsią, gdyż w żadnym człowieku nie spotkamy takiej pokory, w żadnym tak doskonałej czystości, w żadnym tak znakomitej miłości. Bez wątpienia jest Ona osobliwą wsią, którą założył Ojciec, Duch Święty uświęcił, do której wszedł Syn, którą cała Trójca wybrała na swoją szczególną gospodę. Oto wieś, do której przyszedł Jezus. Przyszedł pomimo drzwi zamkniętych, wyszedł pomimo drzwi zamkniętych, jak to przepowiedział święty Ezechiel: Zaprowadził mnie do zewnętrznej bramy przybytku, która skierowana jest na wschód; była jednakże zamknięta (Ez 44, 1). Bramą wschodnią jest Najświętsza Maryja, ponieważ brama, która skierowana jest na wschód, najpierw otrzymuje jasność słońca. Tak i Najświętsza Maryja, która zawsze skierowana była na wschód, to znaczy na jasność Boga, najpierw przyjęła w sobie promień, a nawet całą pełnię jasności tego prawdziwego Słońca, czyli Syna Bożego, o którym powiedział prorok Zachariasz: Nawiedził nas Wschód z wysoka (por. Łk 1, 78). Brama ta była zamknięta i dobrze zabezpieczona. Nieprzyjaciel nie znalazł żadnego sposóbu dojścia, ani nawet żadnego prześwitu. Była zamknięta i opieczętowana pieczęcią czystości, której wejście Pana nie tylko nie złamało, ale raczej bardziej utwierdziło ją i umocniło. Ten bowiem, który darzy dziewictwem, swoją obecnością nie pozbawia dziewictwa, ale jeszcze bardziej je wzmacnia. Do tej zatem wsi przyszedł Jezus. My zaś, bracia, jeśli mamy wewnątrz tę duchową wieś, o której mówimy, bez wątpienia przyjdzie do nas Jezus. Lecz do błogosławionej Maryi przyszedł nie tylko duchowo, ale także cieleśnie, bo z Niej przyjął ciało. Tam pewna niewiasta imieniem Marta przyjęła Go do swego domu. Miała ona siostrę imieniem Maria (Łk 10, 38-39).
Jeśli zatem, bracia, według tego, co powiedziałem, nasza dusza stała się wsią-zamkiem, trzeba, by zamieszkały w niej dwie kobiety: jedna, która usiadłaby u stóp Jezusa, aby słuchać słów Jego, druga, która by Mu służyła, aby się posilił. Zobaczcie, bracia: jeśli w domu tym byłaby tylko Maria, nie byłoby komu podać Panu strawy. Jeśli byłaby tylko Marta, nie byłoby komu radować się słowami i obecnością Pana. Zatem, bracia, Marta oznacza to działanie, przez które człowiek trudzi się dla Chrystusa, Maria zaś – ów odpoczynek, w którym człowiek odkłada na bok działanie ciała i rozkoszuje się słodyczą Boga, czy to przez czytanie, czy przez modlitwę, czy też przez kontemplacię. Tak więc, bracia, jak długo Chrystus jest ubogi, chodzi pieszo po ziemi, łaknie, pragnie, doznaje pokus, konieczne jest, by w jednym domu przebywały te dwie kobiety, to znaczy, aby w jednej duszy znajdowały się te dwa rodzaje działania. Jak długo ty jesteś na ziemi i ja, i kto inny, jeśli tylko jesteśmy Jego członkami, On sam jest na ziemi. Jak długo ci, którzy są Jego członkami łakną i pragną, doznają pokus, tak długo Chrystus łaknie, pragnie, doznaje pokus. Dlatego On sam powie w dniu sądu: Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili (Mt 25, 40). Zatem, bracia, w tym biednym i trudnym życiu, konieczne jest, by w naszym domu była Marta, ażeby dusza nostra trudziła się około cielesnych uczynków. Dopóki bowiem musimy jeść i pić, dopóty trzeba nam przez czuwania, posty i znoje ujarzmiać nasze ciała. To jest cząstka Marty. Jednakowoż, w duszy naszej musi być także Maria, to jest działanie duchowe. Nie powinniśmy bowiem oddawać się jedynie sprawom cielesnym, ale niekiedy przystanąć i patrzeć jak miły, jak słodki jest Pan (por. Ps 33, 9), usiąść u stóp Jezusa, słuchać Jego słowa. Żadną miarą bowiem nie powinniście zaniedbywać Marii ze względu na Martę, ani Marty przez wzgląd na Marię. Bo gdybyście zaniedbali Martę, kto podałby Jezusowi strawę? Gdybyście zaniedbali Marię, cóżby wam przyszło z tego, że Jezus wszedł do waszego domu, skoro niczego nie skosztowalibyście z Jego słodyczy?
Wiedzcie, bracia, że nigdy w tym życiu te kobiety nie powinny być rozdzielane. Gdy nadejdzie ów czas, kiedy to Jezus nie będzie ubogi, ani zgłodniały, ani spragniony, ani nie będzie mógł doznawać pokus, wówczas jedynie Maria, czyli działanie duchowe, zajmie cały dom, to jest duszę naszą. Ujrzał to św. Benedykt, a raczej Duch Święty w św. Benedykcie. Z tego powodu nie tylko powiedział i postanowił, abyśmy przykładali się do czytania niczym Maria oraz przewidział pracę, niczym Marta, ale zalecił nam obydwa te zajęcia i przeznaczył pewne godziny na działanie Marty, inne zaś godziny na działanie Marii. Te dwa działania były doskonale obecne u błogosławionej Maryi, naszej Pani. To że odziewała naszego Pana, że Go karmiła, nosiła, że z Nim uciekała do Egiptu – to wszystko odnosi się do działania cielesnego. Skoro zaś przechowywała wszystkie te słowa i rozważała je w swoim sercu (Łk 2, 19), rozmyślała o Jego Bóstwie, kontemplowała Jego potęgę, kosztowała Jego słodyczy – to wszystko odnosi się do Marii. Słusznie więc notuje ewangelista: Maria usiadła u nóg Jezusa i przysłuchiwała się Jego mowie (Łk 10, 39). W roli Marty święta Maryja nie siedziała u stóp Jezusa, uważam nawet, że sam Pan Jezus siadywał u stóp swojej najsłodszej Matki. Ewangelista bowiem mówi, że On sam był im poddany (Łk 2, 51). Jednakże, zgodnie z tym, że widziała i poznawała Jego Bóstwo, bez wątpienia siadywała u Jego stóp, gdyż upokarzała się przed Nim i uważała się za Jego służebnicę. W roli Marty usługiwała Mu jako słabemu, maleńkiemu, głodnemu i spragnionemu, bolała podczas Jego męki, podczas prześladowań, jakich doznawał od żydów. Przeto zostało Jej powiedziane: Marto, Marto, troszczysz się i niepokoisz o wiele (Łk 10, 41). W roli Marii błagała Go jako Pana, jako Pana czciła, chłonęła, jak tylko mogła Jego duchową słodycz. Zatem, bracia moi, dopóki trwamy w tym ciele, na tym wygnaniu, w tym miejscu pokuty, wiedzmy, że bliższe nam i bardziej przyrodzone jest to, co Pan powiedział do Adama: W pocie oblicza twego będziesz musiał zdobywać pożywienie (Rdz 3, 19) – bo taka jest rola Marty. Natomiast wszystko cokolwiek kosztujemy z duchowej słodyczy jest jedynie, że się tak wyrażę, przekąska, dzięki której Bóg podtrzymuje nas w naszej słabości. Tak więc, bracia najdrożsi, starajmy się pilnie czynić to, co należy do Marty i z wszelką bojaźnią i troską wykonujmy to, co przynależy do Marii, abyśmy nie zaniedbali roli jednej przez wzgląd na rolę drugiej. Będzie się niekiedy zdarzało, że Marta chciałaby, by Maria wykonywała jej pracę, ale nie jest jej to dane. Panie, mówi, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła (Łk 10, 40). To jest pokusa.
Zobaczcie więc, bracia, że kiedy w godzinach, w których winniśmy oddawać się czytaniu i modlitwie, nasz umysł podsunie nam myśl, byśmy poszli do takiej lub innej pracy, jakby to było konieczne, wówczas to, w pewien sposób Marta woła Marię, by jej pomogła. Pan jednak sądzi dobrze i sprawiedliwie. Nie każe, by Marta usiadła z Marią, nie każe też, żeby Maria wstała i usługiwała z Martą. Owszem, lepsza, słodsza i milsza jest cząstka Marii, nie chce On jednak, żeby Marta przez nią odstąpiła od swojej pracy. Cząstka Marty jest bardziej mozolna, ale nie chce, aby zakłócono pokój Marii. Chce zatem, by obydwie wykonywały własne zadania. Kto z kolei myśli, że niektórzy ludzie mają w tym życiu spełniać rolę jedynie Marty, inni znowu mają wykonywać zadania tylko Marii, bez wątpienia błądzi i niczego nie pojmuje. Obie te kobiety są w jednej wsi, obie mieszkają w jednym domu, obie są wdzięczne i miłe Panu, obie przez Pana umiłowane, jak to mówi Ewangelia: Jezus miłował Marię, Martę i Łazarza (J 11, 5). Albo niech też powie, któryż ze świętych ojców doszedł kiedykolwiek do doskonałości bez jednego z obydwu tych działań. Każdy z nas musi wykonywać obydwie role. Bez wątpienia, w określonych godzinach winniśmy zajmować się tym, co należy do Marty, w innych zaś tym, co jest Marii, chyba że zajdzie konieczna potrzeba, która to nie zna prawa. Powinniśmy przeto troskliwie strzec owych godzin, które ustanowił dla nas Duch Święty: mianowicie, byśmy w czasie czytania trwali w jednym miejscu i w spokoju, nie ulegając lenistwu czy znużeniu, nie oddalając się od stóp Jezusa, lecz siedźmy tam i słuchajmy Jego słowa. Z kolei w czasie pracy bądźmy pracowici i ochotni i w żaden sposób nie zaniedbujmy posługiwania prawdzie, szukając spoczynku. Nigdy nie mieszajmy tych dwóch rzeczy, chyba że jedynie przez posłuszeństwo, nad które nie wolno nam przedkładać ani odpoczynku, ani pracy, ani działania, ani kontemplacji, ani nic zgoła, chyba że przez posłuszeństwo, będziemy zmuszeni, że się tak wyrażę, oddalić się nawet od samych stóp Jezusa. Oczywiste jest bowiem, że, chociaż milej jest Marii siedzieć u stóp Jezusa, to jednak, gdyby Pan jej kazał, bez najmniejszego wahania, wstałaby i usługiwała wraz ze swoją siostrą. Pan jednak nie kazał, aby w tym wydarzeniu zalecić obydwa rodzaje działania: tak byśmy starali się, jeśli nie jest nam nakazane coś innego, zawsze pilnie strzec ich obydwu i nie opuszczać jednego dla drugiego.
Należy jeszcze rozważyć, to co powiedział Pan: Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona. Wielką pociechę dał nam Pan w tych słowach. Będziemy pozbawieni cząstki Marty, ale nie pozbawią nas cząstki Marii. Komu nie uprzykrzyłyby się te trudy i ta nędza, gdyby miałby być z nami na zawsze? Dlatego Pan nas pociesza. Bądźmy zatem mężni, mężnie znośmy te trudy i nędze, wiedząc, że będą miały swój kres. Tak samo, któż przykładałby wagę do owych pociech duchowych, jeśli nie miałyby trwać dłużej niż trwa to życie? Ale cząstki Marii nie będziemy pozbawieni, więcej nawet, będzie ona jeszcze większa. To, co tutaj zaczynamy kosztować w jakiejś drobnej kropelce, po tym życiu będziemy pili aż do swoistego duchowego upojenia, tak jak to mówi prorok: Będą się sycili obfitością Twego domu, będziesz ich poił potokiem Twego szczęścia (Ps 35, 9). Nie dajmy się więc pokonać tym trudnościom, ponieważ będą zabrane od nas. Pragnijmy gorąco smaku Bożej słodyczy, tu się bowiem co prawda zaczyna, lecz po tym życiu wydoskonali się w nas i zostanie w nas na wieki. Niech w osiągnięciu tego dopomaga nam błogosławiona Maryja u swojego Syna, Pana naszego, który z Ojcem i Duchem Świętym żyje i króluje na wieki wieków. Amen.
tłum. br. G. OCist