Wszystkie te pochwały, jakie Kościół może dać Maryi, cały hołd, jaki może jej złożyć w swoim kulcie, będzie ciągle niewystarczający wobec tego, co winien jest on Matce wcielonego Boga. Nikt na ziemi nie zdoła nigdy opisać, a tym bardziej zrozumieć całej chwały, jaką niesie ten wzniosły przywilej.
„W te dni wszystko jest tajemnicze. – Pisze XIX-wieczny benedyktyn francuski, opat Prosper Guéranger – Słowo Boga zrodzone przed jutrzenką rodzi się w czasie. Dziecię jest Bogiem. Dziewica staje się Matką i pozostaje Dziewicą. Sprawy Boskie mieszają się ze sprawami ludzkimi, a ta wzniosła i niewypowiedzialna antyteza wyrażona przez umiłowanego ucznia słowami jego ewangelii: Słowo stało się Ciałemrozbrzmiewa we wszystkich tonach i we wszystkich formach w modlitwie Kościoła, gdyż cudownie streszcza to wielkie wydarzenie, które w jednej Boskiej osobie jednoczy naturę człowieka i naturę Boga. (…) W świętym czasie Adwentu spoglądaliśmy na Maryję brzemienną w zbawienie świata, sławiliśmy najwyższą godność tej Arki Nowego Przymierza, która Majestatowi Króla wieków ofiarowała, niczym drugie niebo, swoje czyste łono. Teraz wydała Go na świat, Boga-Dziecię, składa mu hołd. Jest jednak Jego Matką, ma prawo nazywać Go swoim Synem, On zaś, chociaż jest Bogiem, zwie Ją, zupełnie prawdziwie, swoją Matką.
Nie dziwmy się już więc, że Kościół z taką żarliwością wywyższa Maryję i jej wielkość. Zrozumiejmy za to, że wszystkie te pochwały, jakie może Jej dać, cały hołd, jaki może jej złożyć w swoim kulcie, będzie ciągle niewystarczający wobec tego, co winien jest on Matce wcielonego Boga. Nikt na ziemi nie zdoła nigdy opisać, a tym bardziej zrozumieć całej chwały, jaką niesie ten wzniosły przywilej. Zaiste, by zmierzyć w całej rozciągłości godność Maryi wynikającą z tego, że jest Matką Boga, trzeba by najpierw zrozumieć samo Bóstwo. To Bogu Maryja dała ludzką naturę. To Boga miała za Syna. To Bóg poczytał sobie za chwałę być Jej poddanym w porządku ludzkim. Znaczenie tak wielkiej godności, jaką otrzymało zwykłe stworzenie, może być przeto ocenione jedynie zbliżając je do najwyższej doskonałości wielkiego Boga, który w ten sposób raczył stać się od niego zależnym.”
Coroczny cykl uroczystości liturgicznych przynosi w najkrótsze dni roku uroczystość upamiętniającą Wcielenie Słowa, Boże Narodzenie. Ogromne bogactwo treści, jakie niesie ze sobą liturgia tych dni jest chyba niemożliwe do całkowitego zgłębienia, dlatego warto wydobyć z niej kilka pojedynczych elementów, które w kontekście podniosłego i radosnego świętowania Narodzin Boga-Człowieka, pozwolą nam głębiej przeżyć tę wielką tajemnicę naszej Wiary.
Nie jest przypadkiem, że to drugie co do ważności święto chrześcijańskie rozciąga się w zasadzie na osiem kolejnych dni, od 25 grudnia do 1 stycznia. Ostatni dzień oktawy Bożego Narodzenia ma szczególne znaczenie i wydaje się wspominać więcej tajemnic niż sam nawet dzień Narodzenia Pańskiego, jest on bowiem poświęcony nie tylko Wcieleniu, ale również Świętej Bożej Rodzicielce, nadaniu Najświętszego Imienia Jezus oraz obrzezaniu Dziecięcia Jezus. Z liturgii ósmego dnia po Bożym Narodzeniu warto wydobyć antyfony, które towarzyszą modlitwie Kościoła na I i II Nieszpory tego dnia. Ich wartość zasadza się nie tylko na poważnym, choć jednocześnie melodyjnym tonie, ale także na tym, że stanowią swoisty pomost pomiędzy Kościołami Zachodnim i Wschodnim, jako że Kościół Wschodni śpiewa je w swoich językach w tym okresie razem z nami, zresztą ich ozdobny, obrazowy, chciałoby się powiedzieć, wylewny i uczuciowy język zdradza ich wschodnie pochodzenie, są więc one jakby darem, jaki tamtejszy Kościół złożył Kościołowi Łacińskiemu, by wzbogacić jego oficjalną modlitwę oraz, co wydaje się nawet ważniejsze, by w jeszcze wyraźniejszy sposób zjednoczyć się w podziwie dla Wcielenia Słowa i w chwaleniu Jego Dziewiczej Matki. Zresztą, Kościół Wschodni, inaczej niż jego zachodnia siostra, z tym wielkim hymnem chwały dla Bogurodzicy nie czeka na ósmy dzień po Narodzeniu Pana, poświęca jej od razu dzień następny pod nazwą Synaxis Theotoku, czcząc św. Szczepana dopiero na nazajutrz.
O cudowna wymiano!
Stwórca ludzkości przyjął duszę i ciało,
narodził się z Dziewicy,
a stając się człowiekiem bez udziału ziemskiego ojca,
obdarzył nas swoim Bóstwem.
Wymiana to zaprawdę cudowna! Stwórca stał się stworzeniem, Nieograniczony – ograniczonym, Wszechmocny – bezradnym. Św. Ireneusz z Lyonu napisze: „Chrystus odnowił w sobie dzieło ulepione na początku, gdyż podobnie jak przez nieposłuszeństwo jednego człowieka grzech wszedł na świat, a przez grzech śmierć, tak posłuszeństwo jednego Człowieka wprowadziło sprawiedliwość i wydało owoce życia u ludzi, którzy niegdyś byli umarli. Tak samo jak pierwszy ulepiony człowiek, Adam, otrzymał swoją substancję z ziemi jeszcze nietkniętej i dziewiczej, – «bo Pan Bóg nie zsyłał deszczu na ziemię i nie było człowieka, który by uprawiał ziemię» (Rdz 1, 5) – i który został ulepiony Ręką Bożą, to znaczy przez Słowo Boga, – bo «wszystko przez Nie się stało» (J 1, 3) i «Pan ulepił człowieka z prochu ziemi» (Rdz 1, 7), tak samo, odnawiając w sobie samym Adama, On, Słowo, słusznie z Maryi Dziewicy wziął swoje zrodzenie, które jest odnowieniem Adama. (…) Jeśli pierwszy Adam został wzięty z ziemi i ulepiony przez Słowo Boga, trzeba było, by to samo Słowo, dokonując w sobie odnowienia Adama, upodobniło się doń przez takie samo zrodzenie. Ale zatem, powie ktoś, dlaczego Bóg nie wziął na nowo prochu ziemi, natomiast wydobył z Maryi dzieło, które lepił? – Po to, aby nie było innego dzieła, które ulepił i innego, które zbawił, lecz aby to samo zostało odnowione i by w ten sposób zostało zachowane wspomniane podobieństwo.” Odnowił, to znaczy, przywrócił do pierwotnego stanu, do tego stanu, kiedy Bóg zatrzymał się w zachwycie nad swoim stworzeniem, a zwłaszcza nad jego koroną, człowiekiem, i zakrzyknął olśniony: „Wszystko to jest bardzo dobre!” Sam Bóg dokonał niejako „kanonizacji” wszelkiego stworzenia i każdego z ludzi i chociaż człowiek w swojej wolności odszedł od swego pierwotnego piękna, dobroci i świętości, Bóg przez swojego Syna na nowo „kanonizuje” tych, którzy w tej samej wolności, chcą do niego wrócić, obdarza ich swoim Bóstwem.
Spełniłeś, Panie, zapowiedzi Pisma,
kiedy w sposób cudowny rodząc się z Dziewicy,
zstąpiłeś jak deszcz na runo, aby zbawić wszystkich ludzi.
Tobie chwała, nasz Boże.
Gedeon miał walczyć z wrogami Izraela. Ogarnął go duch Pana i zgromadził przy sobie liczne wojsko. Nie był jednak pewien, czy Bóg jest z nim rzeczywiście, dlatego poprosił Go o prosty znak: jednej nocy rosa spadła na jego runo, podczas gdy wszystko wokół pozostało suche, drugiej zaś nocy odwrotnie – rosa pokryła całą ziemię, a runo okazało się suche (por. Sdz 6, 33-40). Bóg naprawdę wchodzi w historię człowieka: chce mu pomóc, chce, by był świadom tego, że On w każdej chwili może przyjść z wybawieniem. Imię Jezus znaczy po hebrajsku: Bóg zbawia. Właśnie tego dnia, kiedy wspominamy nadanie Boskiemu Dziecięciu imienia Jezus, Kościół jakby stawia się w sytuacji starotestamentalnego Gedeona. Czy naprawdę wybawisz Izraela? Czy jesteś ze mną? Ciche, niedostrzegalne dla wielkich tego świata, dziewicze poczęcie Tego, który „zbawi swój lud od jego grzechów” (Mt 1, 21) to niezaprzeczalny dowód tego, że Bóg naprawdę jest z nami. „Albowiem Ja jestem Pan, twój Bóg, Święty Izraela, twój Zbawca.” (Iz 43, 3).
Wyznajemy, Matko Boża, Twe nietknięte dziewictwo,
które jest jak krzak gorejący widziany przez Mojżesza,
krzak, który płonął, a nie uległ spaleniu.
Bogurodzico, módl się za nami.
Porównanie Dziewiczego poczęcia Chrystusa do krzewu, jaki widział Mojżesz jest jednym z ulubionych tematów Ojców Kościoła. Przytoczmy dla przykładu św. Grzegorza z Nyssy, jest to bowiem Ojciec wschodni, a więc zanurzony w kontekście, w którym powstała nasza antyfona i jednocześnie go współtworzący: „To co oznaczały płomienie i krzew, z biegiem czasu, jasno ukazało się w misterium Dziewicy. Jak bowiem tam jest krzew, który płonie ogniem i się nie spala, tak tu jest Dziewica, która poczęła światłość, a nie doznaje uszczerbku. Niech cię jednak nie zawstydza to podobieństwo, że mianowicie przez krzew należy rozumieć ciało Dziewicy, która zrodziła Boga, wszelkie bowiem ciało przez przyjęcie grzechu, a nawet przez to tylko, że jest to ciało, jest grzechem (por. 2 Sm 23, 6). Grzech zaś jest nazywany w Piśmie cierniem.” Maryja, choć sama zachowana od grzechu pierworodnego, jest reprezentantką całego rodzaju ludzkiego, który cierpi pod ciężarem własnych win. Bóg przychodzi doń z uzdrowieniem, ale jego ozdrowieńcza miłość nie spala krzewu, który zapalił, co więcej nawet, przez zachowanie swej Matki od wszelkiej zmazy zdaje się chcieć nam powiedzieć: Na to przyszedłem do ciebie, abyś i ty był nieskalany i święty.
br. G. OCist