Przylegająca do północnej nawy kościoła klasztornego barokowa kaplica kryje bodaj największy skarb tutejszego opactwa, relikwie bł. Wincentego Kadłubka. Złożone w ozdobnej srebrnej trumience, wyeksponowanej na poczesnym miejscu pomiędzy figurami czterech aniołów przyciągają od setek lat rzesze pielgrzymów, jędrzejowian, turystów czy po prostu ludzi chcących namacalnie doświadczyć historii naszej ojczyzny. Pieczę nad tym skarbem sprawują współbracia błogosławionego z tutejszej wspólnoty cysterskiej.
Niewątpliwie Wincenty zwany Kadłubkiem był postacią nietuzinkową, skoro on sam i dzieło jego życia, Chronicon Polonorum, nie stały się jedynie historyczną ciekawostką znaną wąskiemu gronu historyków, ale wciąż są obecne w pamięci niemal wszystkich Polaków. Niewątpliwie Wincenty był także nieprzeciętnym pasterzem i nieprzeciętnym mnichem, skoro po śmierci jego szczątki nie podzieliły losu bezimiennych kości wielu duchownych, które zapełniają przykościelne nekropolie. Życie Mistrza Wincentego przypadło na przełom wieku XII i XIII, a więc na okres szczególnego ożywienia duchowego, intelektualnego i gospodarczego nie tylko w Europie Zachodniej, ale także w piastowskiej Polsce.
MŁODOŚĆ
Nie mamy pewności, kiedy i gdzie przyszedł na świat nasz błogosławiony. Musiało to być na pewno po roku 1145, bowiem to wówczas Piotr Włostowic sprowadził do Wrocławia relikwie
św. Wincentego, biskupa Bevangi w Umbrii i od tego momentu rozpoczął się na ziemiach polskich kult tego świętego, z czym związane jest nadawanie dzieciom tego imienia. Przyszły kronikarz musiał więc narodzić się około połowy XII wieku, choć niekiedy podaje się daty o dekadę późniejsze, rok 1160 lub 1161. Podobna niepewność istnieje również co do miejsca jego urodzenia. Jeśli przyjmiemy podania Jana Długosza, tworzącego w XV stuleciu, Wincenty miał urodzić się we wsi Kargów koło Stopnicy lub Karwów koło Opatowa. Długosz używa obydwu nazw na oznaczenie tej samej miejscowości, gdyż z kontekstu wynika, że chodzi o to samo miejsce. Jednakże, biorąc pod uwagę większość przekazów historycznych z XV wieku i tradycję, jak również kult, który nieprzerwanie istniał i dotrwał aż do naszych czasów, można przyjąć, że to Karwów pod Opatowem jest miejscem urodzenia Wincentego, a nie Kargów, gdzie nie ma najmniejszego śladu jego kultu. Warto wspomnieć, że w Karwowie właśnie wytryskuje źródło, które miejscowa ludność ochrzciła mianem „Źródła Wincentego”, a którego woda, w połączeniu z wiarą, ma podobno właściwości lecznicze, zresztą w kilku przypadkach udokumentowane.
Z większą nieufnością należy jednak podchodzić do imion Bogusław i Benigna, które przypisuje Długosz rodzicom Wincentego. Współcześnie, historycy wysuwają na ten temat dwie hipotezy. Według pierwszej, miał on być synem komesa Stefana z rodu Lisów (spokrewnionych skądinąd z fundatorami jędrzejowskiego klasztoru cystersów), a ze wspomnianym powyżej Piotrem Włostowicem łączyło go pokrewieństwo przez jego brata Bogusława, ojca matki Wincentego. Druga hipoteza, mająca większe znamiona prawdopodobieństwa, głosi, że Wincenty Kadłubek wywodził się po mieczu z rodu Piotra Włostowica i był potomkiem (ale raczej wnukiem niż synem) jego brata, Bogusława.
Przydomek „Kadłubek”, który do dzisiaj nieodłącznie towarzyszy bł. Wincentemu pojawił się dopiero za czasów Jana Długosza. Do tego czasu określano go jako Filus Cadlubonis, czyli syn Kadłuba, jak nazywano jego ojca. Długosz dokonał zdrobnienia tego miana na „Kadłubek” (Vincentius Kalubkonis), czyniąc je poniekąd imieniem własnym.
EDUKACJA
Wincenty był młodzieńcem dobrze zbudowanym i wysokim, o czym świadczą zachowane relikwie. Natomiast jego Kronika zdradza jego temperament: żywy, entuzjastyczny, ale jednocześnie skłonny do zadumy i refleksji. We wczesnych latach wysłano go do katedralnej szkoły krakowskiej, która obejmowała program średniowiecznego trivium. Uczył się więc młody Wincenty gramatyki, metryki, egzegezy Pisma świętego i Ojców Kościoła, retoryki i dialektyki, sztuki pisania listów i dokumentów, nieco zasad prawnych, obliczania kalendarza świąt kościelnych, tzw. tabliczkę Pitagorasa, geometrii i muzyki. Znając ówczesny stan biblioteki katedralnej, nie możemy wykluczyć, że Wincenty już na tym etapie swojej edukacji poznał dzieła takich autorów jak Stacjusz, Persjusz, Owidiusz, Terencjusz, Salustiusz, Izydor z Sewilli, Boecjusz, Grzegorz Wielki, Iwon z Chartres. Wiadomo, że Wincenty przebywał także na Zachodzie i to dość długo, możliwe, że jeszcze zanim został kapłanem. Trudno jednak jednoznacznie ustalić, w jakim ośrodku naukowym odbywał studia. Z pewnością w grę wchodziły Paryż i Bolonia, gdyż tam właśnie udawali się wówczas ludzie żądni wiedzy. Wykwintny styl Kroniki, wysoka dbałość o język podpowiada, że Wincenty musiał mieć kontakt ze środowiskiem uniwersytetu paryskiego. U Francuzów także mógł podpatrzeć zamiłowanie do obszernej historiografii, wybujałej niekiedy aż do granic legend i baśni. Wiek XII był epoką bujnego życia intelektualnego na Zachodzie. Pomimo rozwoju bezpłodnej nieraz dialektyki, wyradzającej się niekiedy w sofistykę, odkrycie skarbów antyku i rozczytywanie się w nich, świadomość długu wdzięczności wobec starożytnych, zaskarbiło temu stuleciu chlubne miano „renesansu XII wieku”, bardziej spójnego, a nawet może bardziej bogatego niż „wielki” renesans wieku XVI. Rzecz ciekawa, Wincenty podczas swoich studiów starał się poznać język grecki, co wówczas było raczej rzadkie. Przyswoił sobie zasadnicze prawidła i słownictwo tego języka, tak że znajdujemy w jego Kronice szereg trafnych neologizmów. Być może Wincenty jest pierwszym rdzennym Polakiem, który zdobył tytuł naukowy na uniwersytecie. Jego przykład okaże się owocny, gdyż do roku 1208 źródła, pomimo ich fragmentaryczności, podają liczbę 15-16 magistrów (mistrzów) w naszej ojczyźnie. Tak więc tytuł „Mistrz”, którym tak chętnie obdarzają biskupa Wincentego już najwcześniejsze źródła historyczne jest nie tylko kurtuazyjnym uznaniem jego uczoności i elokwencji, ale także realnym tytułem, który przysługiwał mu z racji odbytych studiów. Jednakże ukończenie edukacji uniwersyteckiej nie oznaczało dla Mistrza zerwania kontaktów z literaturą i lekturą. Liczne aluzje, jakie znajdujemy w jego Kronice, pozwalają jednoznacznie stwierdzić, że oprócz dzieł, które, jak wiemy, zawierała krakowska biblioteka katedralna, nie byli mu obcy tacy autorzy jak Wergiliusz, Lukan, Juwenalis, Klaudiusz, Justyn, Cyceron, Seneka, Juliusz Waleriusz, a także pisarze chrześcijańscy: Atanazy, Ambroży, Augustyn, Jan z Salisbury (którego mógł znać osobiście). Na pewno zaznajomił się z justyniańskim Corpus juris civilis oraz Dekretałem Gracjana – swoistym kompendium funkcjonującego wówczas prawa kanonicznego.
NA DWORZE KAZIMIERZA SPRAWIEDLIWEGO
Po powrocie do kraju Mistrz Wincenty pojawia się po raz pierwszy w roku 1189 jako świadek na dokumencie Kazimierza Sprawiedliwego, z którym zresztą łączyła go już od młodych lat serdeczna przyjaźń. Książę Kazimierz posiadał zamiłowanie do nauki, literatury i sztuki, nic więc dziwnego, że na swoim krakowskim dworze widział chętnie ludzi wykształconych i światłych. Wśród nich poczesne miejsce przypadło z pewnością Wincentemu i niewykluczone, że to właśnie książę Kazimierz umożliwił mu wstąpienie do stanu kapłańskiego, dzięki któremu przyszły błogosławiony mógł połączyć służbę nauce i ojczyźnie ze służbą Bogu i bliźniemu oraz z praktykowaniem chrześcijańskich cnót. Podobnie, z inspiracji księcia Wincenty podjął się tworzenia dzieła swojego życia, Chronicon Polonorum. Wszystkie poszlaki wskazują na to, że to właśnie było jego główne zajęcie na dworze Kazimierza Sprawiedliwego, chociaż niekiedy próbuje się kojarzyć osobę Kadłubka z takimi funkcjami jak notariusz prawny, kanclerz lub przynajmniej zastępca kanclerza, nie ma jednak żadnych dowodów, że rzeczywiście powierzono mu te urzędy.
KRONIKA
Nie wiemy na pewno w jakim czasie powstała Kronika. Niektóre hipotezy podają, że dzieło powstało w dwóch etapach: księgi od pierwszej do trzeciej zostały napisane pod koniec XII wieku, czwarta zaś w pierwszej dekadzie wieku XIII lub dopiero w klasztorze jędrzejowskim. Jednakże biorąc pod uwagę fakt, iż opisywane dzieje sięgają roku 1202 (z aluzjami do roku 1205) oraz charakter ostatniej księgi, która według specjalistów musiała być pisana „na bieżąco”, Wincenty nie mógł spisać jej w Jędrzejowie, a nawet piastując godność biskupią. Zresztą, nie do końca wiadomo, czy Kronika jest dziełem ukończonym, niektórzy badacze wysnuwają bowiem przypuszczenie, że autor planował jeszcze jej dalszą część, której nie był w stanie napisać, w czym, w świetle tego, co powiedziano o czasie jej powstania, przeszkodziłby mu raczej wybór na stolicę biskupią niż śmierć.
Kronika opisuje dzieje Polski od czasów legendarnych aż po wspomniany rok 1202. Pierwsza księga poświęcona jest okresowi najdawniejszemu aż do pojawienia się Piastów i opiera się na podaniach krakowskich i gnieźnieńskich. Księga druga obejmuje panowanie pierwszych Piastów do początku wieku XI, tj. do konfliktu Bolesława Krzywoustego ze Zbigniewem, bazując na kronice Galla Anonima, dodając do niej własne uzupełnienia. W księdze trzeciej autor opisuje historię Polski aż do roku 1173, w której korzysta przede wszystkim ze świadectw ustnych, chociaż nie można wykluczyć, by korzystał z dostępnych mu roczników czy innych dokumentów. Ostatnia, czwarta księga, jak powiedziano, obejmuje czasy jemu współczesne, które opisywał z własnej, naocznej perspektywy. Trzy pierwsze księgi mają formę dialogu między biskupem krakowskim Mateuszem, a arcybiskupem gnieźnieńskim Janem, gdzie Mateusz przedstawia wypadki, a Jan komentuje je i naświetla. Księga ostatnia ma formę narracji ciągłej. Obie części zostały poprzedzone prologiem.
Styl kroniki jest niezmiernie bogaty. Autor, podobnie jak współcześni mu pisarze, korzystał obficie z wzorców, jakie zostawili pisarze starożytni. Taki styl, jak zauważono później, miał cztery charakterystyczne cechy: po pierwsze szyk przestawny, grupujący wyrazy inaczej niż kazałaby ich gramatyczna czy logiczna przynależność, po drugie, skłonność do posługiwania się peryfrazą, zamiast nazywania rzeczy po imieniu, po trzecie zamiłowanie do gry słów, wreszcie przesadna metaforyka. Zresztą, wszystko wskazuje na to, że Wincenty historykiem z zamiłowania nie był, gdyż pasje jego skłaniały się raczej ku literaturze, prawu czy moralistyce. Jak sam przyznał w prologu, do spisania dziejów narodu skłonił go książę Kazimierz Sprawiedliwy, a za cel tej pracy obrał sobie takie ukazanie losów i czynów przodków, aby podać potomności przykłady, z których, jak zauważył, „rodzą się wszelakie czyny bohaterskie i dowodzące zacnego charakteru”. Wydobywanie z przeszłości budujących przykładów i takie ich przedstawianie, by mogły jak najlepiej spełniać swoją moralizatorską rolę nie było czymś nowym dla współczesnych Wincentemu Kadłubkowi. Już Cyceron postrzegał historię, jako „dzieło par excellence retoryczne”, uważał, że „wolno retorom zmyślać w historii, aby móc coś efektowniej przedstawić”, bo trzeba „upiększać minione dzieje, a nie tylko je opowiadać”. W świetle takich wypowiedzi balast erudycji i zamysłów autora przestaje być czymś niezrozumiałym, bo przecież ideałem pisarza XII wieku było naśladowanie starożytnych wzorów. Do jego relacji należy oczywiście z ostrożnym krytycyzmem, ale najlepszym przewodnikiem na tej drodze jest właśnie znajomość jego warsztatu pisarskiego, jego techniki literackiej, jej celów i wymogów.
Dzieło Mistrza Wincentego niedługo po powstaniu odsunęło w cień kronikę Galla Anonima, stając się podstawowym źródłem historii ojczystej dla późniejszych dziejopisarzy. Korzystali z niego, m.in. Wincenty z Kielczy, autor tzw. Kroniki wielkopolskiej, autor Kroniki polsko-śląskiej, Jan Długosz czy Jan z Dąbrówki. W XV stuleciu przeżyło ono swój renesans, zaczęto ją kopiować na szeroką skalę, pojawiły się liczne uzupełnienia, a nawet wykładano ją w szkołach katedralnych czy na uniwersytecie krakowskim. Jeszcze w XVI wieku opierał się na nim Marcin Kromer, tworząc swoją wersję historii ojczystej. Pozycję kroniki umocniły także pierwsze wydania z lat 1612 i 1712. Do naszych czasów zachowała się ona w ok. 30 rękopisach, choć nie wszystkie z nich mają wartość krytyczną dla badań historycznych. Sama kronika jest bezcennym pomnikiem kultury polskiej na przełomie XII i XIII stulecia oraz wymownym dokumentem przeszczepiania do Polski najświeższych zdobyczy ówczesnej cywilizacji, przede wszystkim prawa rzymskiego i kanonicznego, a także odkrywanych wówczas na nowo wartości antycznej literatury.
WYBÓR NA BISKUPA
Niewiele wiadomo o działalności Wincentego Kadłubka w okresie między śmiercią Kazimierza Sprawiedliwego a jego wyborem na krakowską stolicę biskupią. Czas ten nie był łatwy dla Małopolski. Mieszko Stary nie chciał zgodzić się na objęcie rządów przez małoletniego jeszcze wówczas syna księcia Kazimierza, Leszka Białego. W roku 1195 doszło do bitwy pod Mozgawą o panowanie w Krakowie, którą Wincenty mógł oglądać naocznie. Wdowa po Kazimierzu, księżna Helena, pełniąca rolę regentki zgodziła się w końcu na panowanie Mieszka Starego, zastrzegając jednak następstwo swojemu synowi Leszkowi. W 1206 roku widzimy Wincentego jako kanonika w Sandomierzu, trudno jednak z pewnością stwierdzić, czy przeniósł się tam z dworem księżny, ponieważ urząd sandomierskiego prepozyta był dodatkową godnością członka krakowskiej kapituły. Nie licząc udokumentowanej darowizny wsi Czernikowa i Gojcowa dla sulejowskich cystersów, są to jedyne informacje, które mamy o przyszłym błogosławionym z tego okresu.
Śmierć biskupa krakowskiego Pełki w 1207 roku pogłębiła trudną sytuację Kościoła w Polsce. Przed rokiem bowiem arcybiskup gnieźnieński Henryk Kietlicz musiał uchodzić z Gniezna i z Polski przed Władysławem Laskonogim. Wybór nowego biskupa krakowskiego miał się zatem odbyć na tle ostrej walki pomiędzy arcybiskupem i księciem Władysławem. Kościół w Polsce przeżywał więc sytuację podobną do okresu walki o inwestyturę na Zachodzie pomiędzy Grzegorzem VII a cesarzem Henrykiem IV. Odpowiednikiem Grzegorza był arcybiskup Kietlicz, zaś Henryka IV – Władysław Laskonogi. Arcybiskup wystąpił jako niezłomny szermierz reformy kościelnej zaplanowanej przez papieża Innocentego III. Pragnął on przy tym skupić wokół siebie w walce o prawa Kościoła ówczesnych biskupów i duchowieństwo. Książę krakowski Leszek Biały, pragnąc wzmocnić swą pozycję, okazał się gorliwym zwolennikiem reform kościelnych, dzięki czemu uzyskał od papieża akt protekcyjny, biorący go w opiekę jako księcia krakowskiego. W ten sposób uprościła się znacznie sprawa elekcji biskupa i miała się rozegrać w gronie wyborców kapitulnych. Wyłoniono dwie kandydatury: Wincentego zwanego Kadłubkiem i biskupa płockiego Gedkę. Za tymi dwoma kandydatami stały dwa obozy: jeden opowiadał się za reformami w myśl dążeń Innocentego III i arcybiskupa Kietlicza, drugi, konserwatywny, uznawał stary porządek ingerencji władców świeckich w obsadzanie stanowisk kościelnych. Nie ulegało wątpliwości, że Wincenty pójdzie całą duszą za arcybiskupem według wskazań papieskich. Podobnie nikt nie wątpił, że Gedko będzie tolerował swawolę i bezład wśród duchowieństwa. Wobec niemożności dokonania jednoznacznego wyboru, kapituła zwróciła się o rozstrzygnięcie do Innocentego III, który dzięki Kietliczowi i Leszkowi Białemu był już dobrze poinformowany co do wartości przedstawianych mu kandydatów. Papież opowiedział się za Wincentym, czemu dał wyraz w bulli z 28 marca 1208 roku. Wydarzenie to nabrało wielkiej wagi dla Kościoła w Polsce, po raz pierwszy bowiem wyboru biskupa dokonała kapituła, a nie panujący książę, ponadto na przyszłość wyzwoliło ono kapitułę spod wpływu monarchy, a papieżowi dawało możność zatwierdzania najgodniejszego kandydata na biskupa.
Rządy w Kościele krakowskim nowy biskup obejmował jako dziesiąty z kolei następca św. Stanisława, do którego późniejszej kanonizacji miał się przyczynić świadectwem zawartym w swojej kronice. Konsekracji Wincentego Kadłubka dokonał arcybiskup Henryk Kietlicz po powrocie z wygnania 24 V 1208 roku. W kraju trwał ferment i niemal nieustanne walki o tron krakowski, które wprawdzie ucichły z chwilą objęcia diecezji, jednak wrzenie nie ustawało z powodu przeprowadzania reformy kościelnej przez władczego arcybiskupa Kietlicza, który dążył do upodobnienia nieco zacofanych stosunków kościelnych w Polsce na wzór krajów zachodnich. Już w 1207 roku arcybiskup pozbawił duchownych ich żon, które przyjęli, choć posiadali wyższe święcenia. Ówczesne duchowieństwo było uwikłane w sprawy polityki świeckiej i rodowej, często obojętni na sprawy natury duchowej. Życie religijne ludu pozostawiało wiele do życzenia, dokonana półtora wieku wcześniej chrystianizacja kraju na wielu obszarach dopiero zapuszczała korzenie, toteż zadań przed pasterzem Kościoła krakowskiego było bardzo wiele. Chociaż jego aktów biskupich znamy tylko pięć, inne dochowane świadectwa ukazują biskupa Wincentego jako hojnego protektora fundacji kościelnych i gorliwego stronnika reformy kościelnej. Obiektem jego szczególnej troski stały się klasztory: w 1210 roku dokonał konsekracji kościoła cystersów w Jędrzejowie, a zatwierdzając darowizny swych poprzedników, dodał do nich dziesięciny ze wsi Zdanowic, Wilczyc i Niegosławic, znamy także jego zapisy darowizn np. dla cystersów sulejowskich czy bożogrobców miechowskich.
Na temat duchowej sylwetki przyszłego błogosławionego znacznie więcej niż skąpe zapiski rocznikarskie przekazała nam tradycja niepisana, przechodząca z ust do ust, ze środowiska, jako wyraz kultu, jakim cieszył się zaraz po śmierci. Z tej to tradycji utrzymującej się powszechnie, a uchwyconej później przez ikonografię, dowiadujemy się o wyjątkowej czci Wincentego względem Matki Bożej, zasadniczym jednakże rysem jego pobożności było umiłowanie Najświętszego Sakramentu. Reminiscencją nabożeństwa i czci Chrystusa Eucharystycznego jest Kadłubkowy opis bitwy w IV księdze Kroniki. Autor chwali księcia Kazimierza Sprawiedliwego za to, że jako „katolicki książę każe (…) aby całe wojsko przede wszystkim posiliło się zbawienną Hostią, a świętą ofiarę odprawił przewielebny biskup płocki. Godziło się bowiem, aby (…) raczej mieli ufność w tarczy wiary niż zadufanie w uzbrojeniu materialnym”.
W kwietniu 1213 roku Innocenty III zwołał na dzień Wszystkich Świętych roku 1215 sobór powszechny, który później okaże się jednym z najdonioślejszych w dziejach Kościoła i przejdzie do historii jako IV Sobór Laterański. Już 24 czerwca 1213 roku episkopat polski zjechał się do Sieradza celem przemyślenia sytuacji Kościoła w kraju i przygotowania materiałów do Rzymu. Wincenty brał udział w tym spotkaniu. Drugi synod poświęcony tej sprawie odbył się w Wolborzu w połowie 1215 roku. Wtedy też ustalono ostateczny skład polskiej delegacji, w skład której mieli wejść: metropolita Henryk, biskup krakowski Wincenty, włocławski Barton, wrocławski Wawrzyniec i lubuski Wawrzyniec. Uchwały IV Soboru Laterańskiego dochowały się w postaci siedemdziesięciu kanonów, wśród których znalazł się użyty po raz pierwszy termin „transsubstancjacja”, czyli przeistoczenie, w odniesieniu do prawdziwej przemiany chleba w Ciało Chrystusa, a wina w Jego Krew, jaka dokonuje się podczas mszy świętej. Wtedy także ustalono obowiązującą do dzisiaj praktykę dorocznego przystępowania do sakramentów z okazji Wielkanocy. Dużą uwagę zwrócono na sprawę małżeństw, kleru diecezjalnego i parafii, mniej zajmując się kwestią zakonów. Wincenty przysłuchiwał się obradom i powziętym decyzjom, ale ewentualny czynny udział delegacji polskiej w soborze pozostaje tylko hipotezą. Wiadomo tylko, że jak wszystkie reprezentacje, tak i Polacy musieli się stawić na pożegnalnej audiencji u papieża. Zapewne to właśnie podczas IV Soboru Laterańskiego, kiedy to zgromadzeni w Rzymie biskupi wymieniali własne doświadczenia duszpasterskie, biskup Wincenty poznał praktykę umieszczania tzw. wiecznego światła lub wiecznej lampki przed tabernakulum z Najświętszym Sakramentem. Praktykę tę zaszczepił w ojczyźnie i nieodmiennie do dziś kojarzy nam się z jego osobą. Po powrocie do kraju episkopat powinien był skoncentrować się na realizacji powziętych uchwał. Sobór zalecał doroczne synody prowincjalne i diecezjalne, jednak, ze względu na fragmentaryczność naszej dokumentacji, wiemy tylko, że synod taki odbył się w Płocku.
REZYGNACJA Z BISKUPSTWA
Najbardziej wiarygodny z polskich roczników, Rocznik Kapitulny Krakowski, przepisany w 1266 roku na podstawie bardzo starych zapisków rocznikarskich nadmienia zwięźle: „1218 – Wincenty, biskup krakowski, rezygnuje z urzędu. Następuje po nim Iwo i arcybiskup Henryk konsekruje go na biskupa krakowskiego”. Późniejszy rocznik Sędziwoja podkreśli dobrowolność tej decyzji: spontecessit. Zagadką pozostają dla nas motywy tej rezygnacji. Niektórzy historycy wysuwali fakt sporu lub zgoła intryg, jakie knuli przeciw Wincentemu książęta małopolscy, zarzucając mu pochodzenie z podrzędnego rycerstwa. Dziś jednak wysokie urodzenie Kadłubka nie budzi większych wątpliwości, dlatego należy odrzucić tę hipotezę, podobnie jak zupełnie nieprawdopodobnym wydaje się inne przypuszczenie dopatrujące się podstępu, jakiego miał dopuścić się jego następca, Iwo Odrowąż, aby móc jak najszybciej zasiąść na stolicy biskupiej w Krakowie. Wszystko wskazuje na to, że mogło być odwrotnie – to Wincenty zasugerował Iwona jako swojego następcę, ten jednak nie kwapił się do objęcia zadań biskupich, gdyż skłaniał się raczej do cichego życia w murach klasztornych, a jego późniejsza historia pokaże, że wzorem swojego poprzednika, zrzekł się godności biskupiej i osiadł w klasztorze kanoników regularnych w Mstowie.
Z pewnością na Kadłubkową decyzję opuszczenia biskupstwa składało się wiele czynników, z których nie należy wykluczyć ani tych czysto zewnętrznych, politycznych, ani jego uwarunkowań wewnętrznych, powiedzielibyśmy – charakterologicznych. Trudno bowiem z jednej strony nie odnieść wrażenia, że musiał on do pewnego stopnia rozczarować się wewnętrzną sytuacją kraju, którego wielkość i chwałę z entuzjazmem opisywał w swojej kronice. Tymczasem, drugą dekadę XIII stulecia znaczy w Polsce rozkład dawnej monarchii Bolesławów i coraz głębsze rozbicie, wzmagane niezgodą nie tylko pomiędzy książętami, ale także pomiędzy biskupami. Z drugiej zaś strony, miał Wincenty spore zamiłowanie do życia w odosobnieniu, do ascezy i kontemplacji, do cichej pracy intelektualnej, a tego, jak nietrudno odgadnąć, brakowało mu podczas piastowania urzędu biskupiego. Dla człowieka wierzącego, duchownego i intelektualisty zarazem, tym wyrazistszy stawał się w owych okolicznościach kontrast pomiędzy sprawami świata doczesnego, w którym „wszystko marność” (Koh 1, 2), a nieprzemijającą chwałą Królestwa Bożego, gdzie „złodziej się nie dostaje ani mól nie niszczy” (Łk 12, 32). Odrzucił zatem zatroskanie o sprawy doczesne i obrał mniszą wspólnotę cystersów w Jędrzejowie, by wśród nich „gromadzić skarby w niebie. Bo gdzie twój skarb, tam będzie i serce twoje” (Mt 6, 21; Łk 12, 34). W 1218 roku nowy papież Honoriusz III przyjął jego rezygnację.
U CYSTERSÓW
Klasztor w Jędrzejowie, dawnej Brzeźnicy, istniał w momencie przybycia doń biskupa Wincentego, od kilku dziesięcioleci, zasiedlony mnichami z burgundzkiego opactwa Morimond, które z kolei było czwartą fundacją macierzy Zakonu Cysterskiego, Cîteaux. Funkcję opata, któremu przypadło wystąpić w charakterze gospodarza przyjmującego tak dostojnego gościa, sprawował podówczas Teodoryk, wzmiankowany w dokumentach jeszcze w 1246 roku. Miejscowa tradycja przekazywana z ust do ust podaje, iż wspólnota mnichów wraz ze swoim opatem wyszła naprzeciw przybywającemu do opactwa biskupowi, z którym spotkała się około kilometra na zachód od klasztoru. Z początkiem XX wieku usypano w tym miejscu specjalny kopiec, który jest jeszcze jednym z elementów ukazujących związek Wincentego Kadłubka z tym miejscem. Na marginesie warto zaznaczyć, że na pamiątkę tego wydarzenia, każdego roku podczas odpustu ku czci błogosławionego odbywa się uroczysta procesja do owego „kopca spotkania”.
Nie sposób dziś rozstrzygnąć, w jakim charakterze przebywał on w Jędrzejowie. Czy był tu tylko rezydentem, czy też złożył śluby zakonne i został mnichem? Tradycja cysterska opowiada się za tą drugą wersją, wszakże źródłowe potwierdzenie znajduje ona dopiero w XV stuleciu. Przy staraniach o beatyfikację żywiono nadzieję, że możliwe wątpliwości w tym względzie rozstrzygnie otwarcie grobu Wincentego, spodziewano się bowiem znaleźć go spoczywającego w habicie cysterskim; kiedy jednak dokonano tego w 1633 roku, okazało się, że stan zachowania szczątków nie pozwala na rozpoznanie rodzaju szaty, w jakiej hierarcha ów został pochowany. Najpewniej zatem nigdy już nie dowiemy się, jak faktycznie się rzecz przedstawia, należy jednak wziąć pod uwagę fakt, iż w tamtych czasach rezygnacja biskupa z piastowanej godności i wstąpienie do klasztoru w charakterze mnicha nie była czymś niesłychanym: było tak w przypadku np. biskupa lundzkiego Eskilla, biskupa Auxerre Alana czy, przypuszczalnie znanego osobiście Wincentemu, biskupa halberstadzkiego Konrada de Krosigk, którzy opuścili swoje diecezje i zostali cystersami.
ŚMIERĆ
O pięcio- lub sześcioletnim pobycie w jędrzejowskim coenobium niczego w zasadzie nie wiadomo, dalsze losy biskupa-kronikarza w ostatnich latach życia toną w pomroce dziejów. Jedyny pewnik stanowi moment jego śmierci. Wincenty zwany Kadłubkiem zmarł w środę 8 marca 1223 roku, na który to dzień przypadła w owym roku środa popielcowa. Ciało niegdysiejszego pasterza diecezji krakowskiej, który w momencie śmierci mógł liczyć sobie maksymalnie 78 lat (choć późniejsza tradycja utrzymywała, że był zdecydowanie młodszy), złożone zostało w kościele klasztornym w Jędrzejowie, w osobnym grobie pośrodku chóru, a nie na cmentarzu zakonników. Znamienny jest fakt, że ciała zmarłego hierarchy nie przewieziono do Krakowa i nie złożono w katedrze na Wawelu, gdzie miał prawo spoczywać, jako niegdysiejszy ordynariusz miejsca. Zatem, albo Wincenty jednoznacznie wyraził wolę bycia złożonym po śmierci właśnie w konsekrowanej przezeń świątyni opactwa w Jędrzejowie, albo też rzeczywiście jego związek z owym klasztorem cystersów miał charakter bardziej ścisły i nie był on tam wyłącznie rezydentem. Pamięć o miejscu pochowania świątobliwego biskupa przetrwała stulecia, a w niedługim czasie zaczęto czcić go i przyzywać jego wstawiennictwa u Boga.
Oprac. G. OCist.
Autorem grafiki wykonanej specjalnie do tego artykułu jest Tomasz Jastrzębski.